FOTOGRAFIA ARCHITEKTURY
Na pierwszy rzut oka widać, co w fotografii jest u mnie numerem 1. Zawsze, od zawsze i na zawsze jest to architektura. Gotycka ponad każdą inną.
Mam słabość do historii opowiadanych przez kamień. Do tego uczucia, które rodzi mi się gdzieś w środku we mnie na widok doskonałych proporcji zaklętych w kamiennych łukach i świadomość, że stoi to paręset lub parę tysięcy lat, było projektowane bez autocada, stawiane bez żurawii i ultraprecyzyjnego sprzętu, a wciąż stoi i zachwyca. Kiedy sobie pomyślę, ile rzeczy te kamienie widziały, to aż mnie ściska. A do tego — że komuś się chciało robić kamienną koroneczkę na wimpergach, czy maswerkach zawieszoncyh kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów nad ziemią, gdzie w sumie nikt, lub mało kto to widział. Architektura to dla mnie kolosalne przeżycie.
SŁABOŚĆ DO DOBREJ KONSTRUKCJI
Mam to szczęście, że Rodzice nauczyli mnie patrzeć. Coś, obok czego inni przechodzą obojętnie i ledwo rzucą okiem, mnie zapiera dech w piersiach, bo wyobraźnia podpowiada mi historie z tym związane. Dlatego zwiedzanie ze mną to nie jest najłatwiejsza sprawa...
Miałam kiedyś rewelacyjne zlecenie, wymarzoną, choć krótką pracę. Zaproszono mnie do projektu inwentaryzacji gotyckich katedr z terenu byłego NRD... Mogłabym tak całe życie.
Podczas gdy moi znajomi na Instagramach mają polubione blogerki opowiadające o błyszczykach do ust, ja mam łuki, zwieńczenia, archiwolty, triforia, abakusy i krepidomy. Tak, to jest zboczenie. Ale takie przyjemne.
Jeśli jesteście ciekawi świata, który widzę — zapraszam. Ostrzegam lojalnie, że jest w nim cała masa łuków. Średniowieczne zamki, gotyckie kościoły, ostrołukowe sklepienia, krużganki i wirydarze, kolumny, rzeźbione kapitele no i okna. Uwielbiam okna.
Żeby nie było, że nie ostrzegałam...